w ciszy wieczornej
w blasku zachodu
idę marzeniami
przez las sosnowy
po dywanie mchów
w gęstwinie suchych
gałęzi
przez moczary i bagna
gdzie trawy jak gąbka
uginają się pod
stopami
sosny
wysmukłe panny
ubrane w zielone suknie
z koralami szyszek
pieszczą koronami
błękit
już prawie granatowy
klękam na murawie
wrzosów
zasłuchany w szum
rzeki
w śpiew wiatru
ciało moje
złączone z ziemią
matką
wchłania radość śmierci