las szumiał cicho
niebo błękitne pokryte różowymi obłokami
trwało drżące i zamyślone
szła na spotkanie
umówiona w leśnych ostępach
w gąszczach przeznaczenia
stanęli przed sobą w ciszy
w zapadającym powoli zmroku
ona owinięta chustą
on ogromny brązowy
pochylił wspaniałe poroże do jej stóp
oddając hołd królowej
wyciągnęła dłonie dotykając jego chrap
gorących i mokrych
spotkały się ich oczy
jego czarne jak heban
jej zielone jak mchy
nadszedł czas rozstania
zaczęła płakać i drżeć
on podniósł dumny łeb
i wydał zew rozpaczy
potem obrócił się i powoli ruszył
ku rozpachnionej dolinie
otoczonej czerwienią liści brzóz
świat pachniał szaleńczo
wonnymi pasmami sosen
zbliżała się noc
szedł wolno unosząc wysoko
koronę ciężkich rogów
przedzierając się przez gęste krzewy
w kierunku widniejącej z daleka
wieży myśliwskiej
ukrytej w gałęziach drzew
wtedy padł strzał