zbierałem po drodze kwiaty
kilka maków, pięć chabrów
i kłosy żyta
chciałem ci dać
wraz z moją tęsknotą
troską o spracowane dłonie
chciałem ci dać
uśmiech zamglonych oczu
i nadzieję ułożoną z marzeń
ale to było lśnienie
w szalejących zgubionych snach
to była droga przez wieś
z jaskółkami na drutach
ze szczekaniem psów
okna twojego zamku
jakby rzeźbione w skale
dom bez drzwi
bez zaproszenia
pragnienia pisałem nocą
a może już świtaniem
zgłoski słów tańczyły we mgle
barwy czerwieni poranka
krwawymi smugami istnienia
gasiły gwiazdy
nieskończonej tęsknoty kosmosu
jesteś ?
właściwie cię nie ma