Witaj w Portalu Kolonii Zręby
"Cięcie" - Veit Etzold
"Strach to najsilniejsze uczucie, bo niemal zawsze wywołuje je w człowieku bodziec zewnętrzny. Człowiek nigdy nie boi się dobrowolnie (...), strach jest wymuszany przez oddziaływanie na nas znacznie potężniejszej mocy".
"Cięcie" kupiłam na chybił trafił, kierując się prawie wyłącznie recenzją wydawcy, opisem na okładce i samą okładką. I nie żałuję, bo jest to jedna z najlepszych książek danego gatunku, jakie miałam przyjemność czytać. Zdecydowanie jest to lektura dla osób o mocnych nerwach. Bardzo dosadna, brutalna i chwilami mrożąca krew w żyłach.
Nasza bohaterka (choć czasem zastanawiałam się nad tym, czy aby na pewno to ona jest tą główną postacią, a nie morderca, którego ona ściga), nazywa się Clara Vidalis i pracuje w wydziale policji i psychopatologii w Berlinie. Właśnie zakończyła bardzo skomplikowane śledztwo, w wyniku którego zginął groźny psychopata i wybiera się na wakacje. Niestety na dzień przez planowanym urlopem ktoś przysyła jej pewną płytę CD, która zupełnie zmienia jej plany. I życie. Na płycie ktoś nagrał brutalny film z zabójstwa. I właśnie ten film rozpoczyna pościg Clary za psychopatycznym mordercą. Prasa nazywa go Facebookowym Żniwiarzem, on sam mówi o sobie Bezimienny.
"Tam, gdzie inni są tylko cieniami, ja jestem gęstym mrokiem. Gdzie inni są tylko mordercami, ja ucieleśniam śmierć".
"Mroczny, nieokreślony, nieuchwytny i zły".
Nieuchwytny jak cień, ma swoje sposoby, by włamywać się na konta swoich ofiar w różnych portalach internetowych, wykradać ich dane osobowe, a potem ścigać, zaczajać się na nie w ich własnych mieszkaniach, torturować, gnębić, po czym bezlitośnie i brutalnie mordować. Wyszukuje ich na portalach społecznościowych i randkowych, pośród kobiet i mężczyzn, tych całkiem zwyczajnych i tych poszukujących mocniejszych wrażeń. Żadna z jego ofiar nawet nie spodziewa się ataku na swoją osobę, żadna nie ma wrogów, każda ma swoje życie, rodzinę i przyjaciół, a mimo to, nikt z nich nawet nie orientuje się, że ktoś zginął. Inteligentny morderca potrafi doskonale zadbać o to, by zwłok jego ofiar przez długi czas nikt nie znalazł.
Plebiscyt
Nasz blog Kulinarnie bierze udział w plebiscycie blogów kulinarnych na Pomorzu. Zajrzyj, poczytaj, pooglądaj, a jeśli Kulinarnie Ci się podoba, możesz na niego zagłosować w serwisie NaszeMiasto.
Serdecznie zapraszamy!
GŁOSOWANIE NA BLOG KULINARNIE
Dzień Dziecka !
Zajęcia dla dzieciStreetwaves na siedlcachPoprawiony (środa, 01 maja 2013 14:39) Dystrybucja w wydawnictwach? A jest taka w ogóle?W dzisiejszych czasach, jeśli ma się pomysł i trochę oszczędności, można wydać książkę bez większych trudności. Na ogół wygląda to tak, że po przesłaniu tekstu (większość wydawnictw wymaga całości, ale są też takie, którym wystarczą obszerne fragmenty), czeka się od trzech do sześciu miesięcy na decyzję. W wydawnictwie czyta powieść dwóch lub trzech recenzentów, jeśli wszyscy wypowiedzą się o niej… pochlebnie, to mamy szansę na wydanie. Sam proces trwa od trzech, czterech miesięcy do roku, wedle umowy, jaką podpiszemy. Potem mamy proces korekty jednej, drugiej, zaakceptowanie lub wybór okładki i pełno takich technicznych drobiazgów, przez które trzeba przejść. W końcu otrzymujemy egzemplarz sygnalny, czytamy go, oglądamy, akceptujemy (bądź nie), w końcu powieść ukazuje się drukiem. I teraz dopiero zaczynają się schody… Niestety głównym problemem naszych wydawnictw i polskiego rynku, jest mocno kulejąca dystrybucja. Jeszcze dziesięć lat temu, kiedy wydawałam poprzednią książkę, widziałam jej egzemplarze w maleńkiej księgarence w Kołobrzegu, gdzieś tam na końcu świata, przy małej, urokliwej uliczce. Dzisiaj wydawnictwa stawiają na sprzedaż internetową, co jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Owszem internet jest siłą i mnóstwo ludzi robi w nim zakupy, ale kiedy ja osobiście idę do księgarni, to lubię wejść do stacjonarnego sklepu i popatrzeć, co w nim jest. Lubię dotykać książek, lubię ich zapach, lubię przekartkować parę stron i popatrzeć, w czym rzecz, lubię przeczytać recenzję na okładce. Tymczasem dziś, wchodząc do dużych księgarń, takich jak Empik, czy Matras, moi znajomi i rodzina, nie mogli kupić “Zdążyć przed świtem”. Na ogół słyszeli: “możemy dla państwa zamówić”. No ale to przecież nie o to chodzi! Jeśli ktoś o istnieniu danej książki nie wie, to o nią nie zapyta. A gdyby zobaczył przyciągającą wzrok okładkę, to może wziąłby ją do ręki. Może by ją obejrzał. Może przeczytałby recenzję z tyłu okładki, może by go ona zainteresowała, może by książkę zwyczajnie kupił. A jeżeli tej książki nie ma w księgarniach, to przepraszam, ale jak ma się sprzedawać? Nie każdy ma Internet, nie każdy ma internetowe konto w banku, nie każdy kupuje książki wysyłkowo. Wielu prawdziwych czytaczy lubi buszować po stolikach i półkach księgarni. Bo nigdy nie wiadomo, co można tam ciekawego znaleźć. Tak więc, dystrybucja, to prawdziwa wydawnicza pięta achillesowa. Kiedy rozmawiałam z odpowiedzialnymi za to osobami, skarżąc się lekko na fakt, iż książki nie może kupić w księgarni w Warszawie choćby moja ciocia, usłyszałam, że to niemożliwe. Wystarczy ją ZAMÓWIĆ. Cóż… Za to w Trójmieście na pewno jest. Otóż, nie, nie ma. Nie w księgarniach stacjonarnych, nie w sklepie na rogu, na pewno nie w marketach, ani w wielkich koszach z książkami w alejkach centr handlowych. Tam jej nie ma. To w jaki sposób ma zaistnieć autor? Ma rozdawać ulotki? Napisałem to i to, zamówcie, bo warto? Przecież wydawnictwu powinno zależeć na tym, by książka się sprzedawała – ono ma większe z tego dochody od autora. A wówczas autor może miałby większą szansę ukazać się rzeszom czytaczy, których naprawdę istnieje jeszcze sporo i którzy są wręcz spragnieni dobrej lektury. Jeśli kupią książkę danego autora raz i drugi i to, co kupią, im się spodoba, będą chcieli kupić coś po raz trzeci. I czwarty. I tak dalej. Dla mnie jest to bardzo logiczne. A dobrze znam czytaczy. Jestem jednym z nich od ponad trzydziestu lat. (Powyższy post również na moim FB: TUTAJ). Przyszła wiosna!
Witajcie wiosennie, mieszkańcy i przyjaciele Kolonii Zręby :)
Tak, tak, wiemy, że wiosna gości u nas już od przeszło tygodnia, ale jakoś ciężko było się pozbierać po zimie i wykrzesać z siebie parę słów. Dopadło nas jakieś przesilenie zimowo-wiosenne i musieliśmy porządnie pozbierać myśli. Tak więc jesteśmy i donosimy, że na Kolonii już od jakiego czasu kwitną krokusy. Pojawiły się też tulipany, na razie liście, ale lada moment ukażą się kwiaty. Zawiązki liści mają już lilaki, migdałowce, forsycje ubierają się w żółte sukienki, ptaki śpiewają jak szalone i pośpiesznie zbierają materiały na gniazda. Błękitne niebo, lekki wiaterek, jest naprawdę pięknie. Niestety miało też miejsce kilka przykrych incydentów, bo też na Kolonii pojawił się włamywacz-amator, który późnym wieczorem i w nocy myszkuje po kolonijnych szopach i podwórkach. Mieszkańcy Kolonii, zamykajcie furtki, bramki i szopy na noc, żeby uniknąć wizyty złodzieja. Najlepsze będą kłódki we wszystkich drzwiczkach. Sklep na Kolonii ZrębyPo kilku miesiącach mieszkańcy Kolonii Zręby, jak również całej okolicy, ponownie mogą korzystać ze sklepu znajdującego się na początku naszej ulicy. Po upadku i zamknięciu sieci "Zatoka", sklep przejęła sieć "Freshmarket". Sklep przeszedł gruntowny remont i przebudowę, zmieniła się obsada sklepu. Wybór towarów na pierwszy rzut oka jest duży, a ceny nie odbiegają drastycznie od granic zdrowego rozsądku, a nawet czasem zaskakują atrakcyjnością, choć być może to tylko promocja (mamy nadzieję na stałe promocje i niskie ceny). |